Pstrąg po Gdańsku
Klubowi Wędkarskiemu "Pstrąg" w Gdańsku stuknęło 20 lat. Jest to dobra okazja by podsumować dotychczasową działalność, dokonać swoistego "rachunku sumienia", pochwalić się osiągnięciami i "uderzyć się w piersi" za to co nie wyszło. W ciągu tego okresu przez Klub przewinęło się ponad stu kolegów, muszkarzy i spinningistów. Wielu z nich, dziś wytrawnych wędkarzy, tu zdobywało doświadczenie, poznawało łowiska, doskonaliło swoje umiejętności. Jakie były te lata? Na pewno były ciekawe. Bez wątpienia byliśmy i jesteśmy potrzebni. Zasady funkcjonowania Klubu zainicjowane przez jego założyciela Tomka Lerocha i grupkę entuzjastów sztucznej muchy przetrwały próbę czasu. Nie tylko łowimy, lecz także chronimy nasze łowiska, bierzemy udział w zarybieniach, bonitacjach, przerzutach i znakowaniach ryb łososiowatych. Byliśmy również inicjatorami zasady połowu "no kill", wprowadziliśmy haki bezzadziorowe - dziś reguły te są powszechne na wszystkich zawodach muchowych w kraju. Ci, którzy uczestniczyli w klubowym życiu, przeszli przyrodniczą i ekologiczną edukację, doskonale rozumieją prawa natury, cenią wartości jakie niesie ze sobą wędkarstwo i te doświadczenia przekazują innym. Zawiązane przed laty koleżeńskie kontakty i przyjaźnie trwają po dziś dzień - można powiedzieć, iż każdy z nas ma stu kolegów, chociaż część z nich los rozrzucił po kraju i świecie. W Klubie i nad wodami poznaliśmy wielu ciekawych ludzi, podobnych do nas pasjonatów. Początki były pionierskie i wcale nie łatwe - w pewnych kręgach byliśmy postrzegani jako klub elitarny, czyniący "rozbijacką" robotę w wędkarskich strukturach... Uganialiśmy się za sprzętem, który trudno było zdobyć a nad wodę dojeżdżaliśmy pekaesami, koleją i załadowanymi po dach maluchami. Jedno jest pewne, rzeki obfitowały w pstrągi i lipienie, a nam towarzyszył entuzjazm i radość ze wspólnego wędkowania a także uczucie dumy z tego, że możemy zadbać o nasze łowiska i decydować o tym gdzie, co i jak chcemy łowić. Wspólne eskapady wędkarskie, przygody nad wodami, długie rozmowy przy ogniskach... te chwile pozostały, zakodowane w nas, na zawsze. Od początku istnienia, chcąc mieć wpływ na gospodarkę wędkarską nastawiliśmy się na współpracę z PZW. Ichtiologiem okręgowym jest pasjonat ryb łososiowatych, doskonały muszkarz Grzegorz Gęsiarz, który w sprawach zarybień miał wsparcie takich fachowców jak prof. Krzysztof Goryczko i prof. Ryszard Bartel. Ten pierwszy zasilał nasze łowiska wylęgiem i narybkiem pstrągów potokowych i lipieni, drugi smoltami troci i łososi. Wspólnym sukcesem, ichtiologów i wędkarzy, jest introdukcja troci wiślanej do rzeki Redy. Członkowie Klubu w przez wiele lat znakowali tablicami informacyjnymi rzeki pstrągowe a także sprzątali ich brzegi. Klubowicze zbudowali też sadz do zarybień, który każdegoroku służył do zasilania rzek małymi łososiowatymi. Każdego roku klubowicze uczestniczą w grupowych akcjach kontrolnych, podczas których zdecydowanie interweniują jeśli łamane są obowiązujące przepisy nad wodami. Pouczono i spisano wiele osób, zarekwirowano sprzęt, wiele spraw trafiło do sądów. Mocnym punktem działalności jest sport wędkarski. Członkowie Klubu od szeregu lat startują w Muchowym Grand Prix Polski i zdobywając liczne laury - wicemistrzostwo kraju, a także wygrywając najbardziej prestiżową w Polsce imprezę - Romaniszyna. Myślę, że niektórych kolegów z klubu można śmiało zaliczyć do czołówki polskich muszkarzy. Klubowicze coraz częściej wyprawiają się na odległe łowiska Skandynawii, Syberii, Mongolii, Kanady... poszukując przygód, wielkich ryb i kontaktu z nie zdeformowaną przez człowieka przyrodą. Relacje, fotografie i filmy z tych wypraw uatrakcyjniają nasze spotkania. Nie wszystkie nasze działania można oceniać pozytywnie. Niektóre sprawy po prostu nam nie wyszły. Nie do końca jednak i nie zawsze z naszej winy. Po latach okazało się, że jest nas za mało i mamy zbyt małą siłę przebicia, a wsparcie ze strony "nieruchawego" PZW sterowanego do tej pory przez generalsko-komandorską kastę "towarzyszy" jest niewystarczające w stosunku do skali problemów. W wyniku przetargów na rzeki, inni użytkownicy przejęli górną Redę powyżej jeziora Orle oraz Wierzycę, którą przez wiele lat zarybialiśmy pstrągiem i lipieniem. Wciąż nierozstrzygnięta jest - odbędzie się drugi przetarg - sprawa Raduni, rzeki będącej symbolem gdańskiego muszkarstwa... Nowi dzierżawcy najczęściej nie mają zbyt dużego pojęcia o racjonalnej gospodarce wędkarskiej na rzekach, mają za to kasę i układy. Cele, które sobie założyli sprowadzają się do kręgu partykularnych interesów i są sprzeczne z oczekiwaniami środowisk wędkarskich. W ciągu ostatnich lat do rzek dobrali się również, często w majestacie prawa, melioranci, właściciele tuczarni ryb i hydroelektrowni. Pustoszą je różnej maści kłusole także ci wyposażeni w "wędki elektryczne". Bagrowane, zabudowane, poprzegradzane, podzielone na niedrożne odcinki i zaśmiecone rzeki, w niewielkim stopniu przypominają te sprzed dwudziestu lat. Od roku jesteśmy w Unii Europoejskiej, lecz tak naprawdę, mentalnie, kulturowo i organizacyjnie wciąż tkwimy w zaściankowym, zapyziałym kraju wstrząsanym aferami i prywatą. Nie skutkowały apele, petycje, protesty i odwołania - klubowe teczki napęczniały od korespondencji do instytucji i urzędów. Prywata, pazerność i chamstwo oraz naginacze prawa i lokalne sitwy mają się w naszym kraju dobrze. Gdyby nie ochrona i coroczne zarybiania, nasze łowiska zapewne byłyby już wodami niemal bezrybnymi. Uczestniczymy w podtrzymaniu w nich życia i tli się w nas nadzieja, że jeszcze wszystko się odmieni, że pomorskie rzeki i strugi powrócą do niegdysiejszej kondycji, i że będziemy w nich łowić dorodne kardynały i potokowce, a jeśli nie my, to może nasi synowie. I głównie tego, sobie i wszystkim wędkarzom życzymy w następnym dwudziestoleciu. W dzisiejszych, trudnych czasach niełatwo o dozę optymizmu i wiarę w zmiany na lepsze... lecz innego wyjścia nie ma. Trzeba wierzyć, że w końcu wspólnie usypiemy tamę głupocie, krótkowzroczności i niekompetencji, która powstrzyma - oby jak najszybciej - dewastację pomorskich rzek i krajobrazu.

Robert Tracz, 16.03.2005