<<<   poprzednia strona   |   następna strona   >>>

Ukraina 2009 część I

8 sierpnia 2009 - sobota

Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w kolejną tego lata podróż. Pogoda dopisywała. Było słonecznie, lekki wietrzyk, tak jak lubimy. Tym razem naszym celem była Ukraina, a konkretnie ta jej część, która przez wieki była nierozerwalnie związana z Polską. Głównym punktem wyprawy miał być Lwów. Polskie czy ukraińskie miasto? Przez Warszawę i Lublin dotarliśmy do przejścia granicznego Hrebenne – Rawa Ruska. Zniecierpliwiony ukraiński celnik niechętnie odpowiadał na nasze pytania, lecz pomógł nam przebrnąć przez graniczne absurdy. Udało się. Byliśmy na Ukrainie! Tuż za przejściem wymieniliśmy część waluty - nie było z tym problemu. Zdecydowaliśmy się na zakup miejscowego ubezpieczenia samochodu, pomimo posiadania Zielonej Karty. Wiadomo, na wschodzie im więcej papierów i pieczęci, tym lepiej. W Rawie Ruskiej "powitał nas" Bohdan Chmielnicki. Bez zatrzymywania pojechaliśmy dalej. Czuliśmy się jak w domu. Łagodne pagórki, pola uprawne, gaiki, wioski takie jak u nas około 20 lat temu. Podobało nam się. Nasz pierwszy cel to Żółkiew - perełka architektury, ulubiona rezydencja króla Jana III Sobieskiego.


Chwila zadumy... W tle ratusz w Żółkwi

Miasteczko odradza się do życia i choć wiele jeszcze jest do zrobienia, to już dziś cieszy oko pięknie odrestaurowany rynek, a na nim kolorowy korowód orszaków ślubnych. Dech w piersi zapiera także piękno cerkwi greckokatolickiej pw. Serca Jezusa.


Cerkiew Bazylianów pw. Serca Pana Jezusa w Żółkwi

Mamy nadzieję, że obecni gospodarze miasta zdążą odremontować chylący się ku upadkowi zamek, zanim ulegnie całkowitej zagładzie. Odrestaurowany front zamku boleśnie kontrastuje bowiem z zaniedbanym dziedzińcem.


Zamek w Żółkwi - tu chadzał król Jan III Sobieski


Joasia na dziedzińcu zamku w Żółkwi

Nieodłącznym elementem poznawania kultury odwiedzanych przez nas krain jest zapoznanie się z miejscową kuchnią. Nie mogło być inaczej na Ukrainie. Rozpoczęliśmy od degustacji kwasu chlebowego, sprzedawanego z cysterny. Pycha!!! Pracownicy naszych sanepidów umarliby na zawał serca.


Kwas chlebowy, mniam

Czas było ruszać dalej. Za namową pracownika zamku zmodyfikowaliśmy nieco trasę naszej wycieczki i udaliśmy się do Krechowa. Było warto, pomimo urwanego hokeja w naszym samochodzie. Znajduje się tam przepiękny obronny zespół klasztorny Ojców Bazylianów, do którego wchodzi się przez barokową bramę z drugiej połowy XVIII w.


Barokowa brama do Klasztoru Bazylianów w Krechowie

Nam najbardziej podobała się osiemnastowieczna drewniana cerkiew.


Osiemnastowieczna drewniana cerkiew w Krechowie

Ostatnim punktem programu tego dnia był Lwów. Dotarliśmy do miasta późnym popołudniem. O ile jakość drogi wiodącej do Lwowa jest jeszcze akceptowalna, to wjazd do miasta usłany falującymi kocimi łbami naprawdę mrozi krew w żyłach i zmusza do refleksji, czy przyjazd własnym samochodem to dobra decyzja. No cóż, raz kozie śmierć.


Lwowskie ulice są najbardziej przyjazne dla ciężarówek

Nie mieliśmy wyboru, więc pokonywaliśmy kolejne przeszkody i w końcu dotarliśmy szczęśliwie do Hotelu George, gdzie czekał na nas zarezerwowany nocleg. Hotel, który gościł kiedyś tak znamienite osoby jak Józef Piłsudski, czy Jan Kiepura swoje lata świetności ma za sobą. Dzisiejsi gospodarze korzystają ze sławy hotelu i sentymentu odwiedzających Lwów Polaków, lecz nie potrafią ani zadbać o jego kondycję materialną, ani stworzyć atmosfery zachęcającej do pobytu. Pomimo tego pozostaliśmy w Georgu, gdyż pobyt w nim był jednym z naszych marzeń.


Wejście do hotelu


Dziewczyny w holu wejściowym hotelu George


Mistrzowsko naprawiona posadzka w Hotelu George

Zostawiliśmy bagaże, odstawiliśmy samochód na wskazany przez portiera parking, na który z własnej inicjatywy nie odważylibyśmy się wjechać, a który okazał się bezpiecznym miejscem dla naszego samochodu i udaliśmy się na spacer na Prospekt Swobody. Przechadzaliśmy się w tłumie młodych Ukraińców, podziwialiśmy pomniki dwóch poetów: Adama Mickiewicza i Tarasa Szewczenki oraz fasadę Teatru Wielkiego Opery i Baletu.


Przy pomniku Tarasa Szewczenki


Wyprawowicze na tle Teatru Wielkiego Opery i Baletu

Późnym wieczorem wróciliśmy do hotelu. Delektowaliśmy się jeszcze słodkim czerwonym krymskim winem i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.

9 sierpnia 2009 - niedziela

Dzień rozpoczęliśmy Mszą Św. w Katedrze Wniebowzięcia NMP odprawioną w języku polskim. Następnie podziwialiśmy sąsiadującą z Katedrą przepiękną kaplicę Boimów, jedyną pozostałość po istniejącym niegdyś w tym miejscu cmentarzu. Kaplica powstała w XVII w. jako mauzoleum grobowe sukiennika Jerzego Boima oraz jego syna - rajcy i wójta lwowskiego - Pawła Jerzego.


Kaplica Boimów

Rozpoczęliśmy wędrówkę po mieście. Pierwszym celem był pomnik Daniela Halickiego, księcia ruskiego, który około 1250 roku założył miasto i nazwał Lwowem na cześć swego syna. Naprzeciwko pomnika widoczny jest, kiedyś zapewne przepiękny, Pałac Bielskich, który obecnie straszy szyną przyspawaną do drzwi, by uniemożliwić szabrownikom wizytę w chylącym się ku ruinie zabytku.


Ruiny Pałacu Bielskich we Lwowie

Dalej podziwialiśmy piękną fasadę dawnego kościoła Bernardynów, obecnie cerkwi greckokatolickiej oraz przyglądaliśmy się przez chwilę ceremonii zaślubin. Państwo młodzi w koronach na głowie wyglądali jak królewska para. Po wyjściu ze świątyni spacerowaliśmy wzdłuż obwarowań chroniących ją niegdyś przed najazdem tureckim.


Zaułek za dawnym kościołem Bernardynów


Lwowski zakamarek


Widok spod Bramy Gliniańskiej


Drewniany bruk


Kamienica we Lwowie

Doszliśmy do Bramy Gliniańskiej, a następnie wzdłuż Arsenału Miejskiego do cerkwi Wołoskiej, która powstała z inicjatywy działającego we Lwowie Bractwa Stauropigijskiego, a obecnie należy do ukraińskiej cerkwi autokefalicznej. Tuż obok cerkwi znajduje się plac i pomnik Fedorowa, u stóp którego znalazł sobie miejsce antykwariat na świeżym powietrzu, gdzie przy odrobinie szczęścia można zaopatrzyć się w ciekawe polskojęzyczne przedwojenne jeszcze tytuły. Plac ten nie przez przypadek gości sprzedawców książek. Iwan Fedorow to pierwszy lwowski drukarz.


Antykwariat pod pomnikiem Fedorowa - pierwszego lwowskiego drukarza

Z antykwariatu ulicą Ruską udaliśmy się na rynek, gdzie w sklepie z pamiątkami kupiliśmy piękne, ręcznie malowane talerze i kankę na mleko. Po pełnym wrażeń spacerze poszliśmy na obiad do knajpy na ulicy Krakowskiej. Niestety, był to zły wybór. Jedzenie co najwyżej średnie, a obsługa poniżej krytyki.


Sztućce w kapciu - co kraj, to obyczaj

Na deser zwiedzaliśmy katedrę ormiańską, która została wybudowana w XIV w. a jej fundatorem był Kazimierz Wielki. Wnętrze świątyni zdobią freski, które powstały na przestrzeni kilku epok. Najstarsze chaczkary – ormiańskie krzyże pochodzą z XIV/XV w. Po drodze natknęliśmy się na miły sercu ślad Polaka i Ormianina - Ignacego Łukasiewicza - bardzo zasłużonego dla Podkarpacia.


Dziewczynki i Ignacy Łukasiewicz


Pogawędka z przyjacielem

W drodze do hotelu zatrzymaliśmy się jeszcze U Pani Stefy na smaczny podwieczorek.

10 sierpnia 2009 - poniedziałek

Wędrując uliczkami Lwowa dotarliśmy do Cmentarza Łyczakowskiego. Obecnie najbardziej polskiego miejsca w mieście.


,,Niech więc Was nie wbijają w pychę zasługi i zaszczyty przodków waszych, bo te należą do historii nie do Was, Wy macie dopiero zdobyć je swym życiem...''


Groby, stare polskie groby


Detal z grobowca na Cmentarzu Łyczakowskim


Rozeta - witraż

Nekropolię zwiedzaliśmy w towarzystwie młodego Lwowianina polskiego pochodzenia, który marzy o studiach w Polsce.


Kaplica grobowa - Cmentarz Łyczakowski


Dewastacja grobu na cmentarzu Łyczakowskim - powojenny pochówek w środku rodzinnego, przedwojennego grobowca

Zapaliliśmy świeczki na grobach - prof. Banacha, Marii Konopnickiej i Benedykta Dybowskiego.


Przy grobie Stefana Banacha

Podziwialiśmy przepiękne pomniki Artura Grottgera i Reginy Markowskiej.


Grób Reginy Markowskiej - Cmentarz Łyczakowski

Odwiedziliśmy także kwaterę powstańców listopadowych oraz powstańców styczniowych.


Kwatera z grobami Powstańców Listopadowych

Nie mogliśmy także pominąć Cmentarza Orląt Lwowskich, który po wielu latach dewastacji, odzyskuje dawną świetność.


Cmentarz Orląt Lwowskich

Po opuszczeniu cmentarza spacerowaliśmy po mieście odwiedzając miejsca związane z prof. Banachem – zajrzeliśmy do kawiarni ,,u Szkota’’ i sfotografowaliśmy pamiątkową tablicę na ścianie Starego Uniwersytetu.

11 sierpnia 2009 - wtorek

Budzi się kolejny piękny, słoneczny dzień. Po śniadaniu wyruszyliśmy, by dalej poznawać Lwów. Zaczęliśmy od pamiątkowych zdjęć przy pomniku Adama Mickiewicza.


Pod pomnikiem Adama Mickiewicza, w tle dawne Kasyno Szlacheckie

Potem w planie było Lwowskie Muzeum Historyczne mieszczące się przy Rynku. Jako pierwszą zwiedziliśmy wystawę, na której prezentowane są przedmioty związane z dawną historią miasta. Kolejne poruszane tematy to: Emigracja chłopów ukraińskich w XIX w.; Walka o niepodległość w czasie I wojny światowej; Wielki Głód w latach 1932/1933; czas II Wojny Światowej. Muszę przyznać, że ostatnia część jest bardzo bulwersująca. Nie ma chyba drugiego europejskiego kraju, w którym można by zobaczyć SS-manów, czy kolaborantów współpracujących z hitlerowcami przedstawionych jako bohaterów narodowych. A w muzeum lwowskim zobaczyliśmy Banderę, członków SS Junaki oraz OUN. Nie ulega jednak wątpliwości, że Ukraińcy próbujący budować swą tożsamość narodową mają poważny problem ze znalezieniem pozytywnych bohaterów w swej historii, szczególnie tej dotyczącej XX w., bo muszą wybierać między komunistami a szowinistami. Wędrówkę śladami historii kontynuowaliśmy wchodząc na Wysoki Zamek.


Uliczka lwowska u stóp wzgórza zamkowego

Tu kolejna niespodzianka – pomnik wystawiony Krzywonosowi za zburzenie Lwowa. No cóż, co kraj to obyczaj. Stamtąd wspięliśmy się na kopiec Unii Lubelskiej, skąd oglądaliśmy panoramę miasta.


Panorama Lwowa - widok na Stare Miasto

W drodze powrotnej do hotelu udało się nam jeszcze tuż przed zamknięciem wejść do Teatru Wielkiego Opery i Baletu i podziwiać jego przepiękne wnętrza. Niestety kurtyna Siemiradzkiego pozostała ukryta dla naszych oczu. Będzie co oglądać następnym razem...


Wnętrze Teatru Wielkiego Opery i Baletu

12 sierpnia 2009 - środa

Dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania Muzeum Narodowego. W zbiorach muzeum znajdują się zabytkowe ikony, malarstwo ukraińskie z XIX i XX w. oraz malarstwo ludowe. Nasz największy entuzjazm wzbudziło malarstwo ukraińskiej prymitywistki Marii Primaczenko. Świat przez nią przedstawiony pełen jest żywych barw, witalności, życia. Po obejrzeniu wystawy posililiśmy się w barze Diana. Zajadaliśmy pielmieni i pampuszki.


Trzeba trochę ugasić pragnienie

W dalszej części dnia kontynuowaliśmy spotkania z ludowością. Zwiedziliśmy skansen, a w nim piękne drewniane cerkwie, szkołę oraz chłopskie chałupy zwiezione do Lwowa z różnych stron Karpat.


Cerkiew Bojkowska - skansen we Lwowie


Młyn - skansen we Lwowie


Chata z Bukowiny

Jedna z Pań pracujących w skansenie okazała się być bardzo sympatyczną i rozmowną osobą. Dzieliła się z nami anegdotami z życia swojego oraz innych mieszkańców Galicji. Skansen położony jest na obrzeżach miasta, więc powrót do centrum to całkiem długi spacer. Po drodze wstąpiliśmy na chwilę do Kościoła św. Antoniego, który zachował swój katolicki i polski charakter. Po południu udaliśmy się w kierunku lwowskich perełek architektury. Najpierw podziwialiśmy wspaniały gmach Politechniki Lwowskiej.


Gmach Politechniki Lwowskiej

Następnie po krótkim spacerku stanęliśmy u stóp katedry św. Jura, obecnie siedziby metropolity greckokatolickiego. Katedra w obecnym kształcie powstała w XVIII w. i jest wyjątkowym pomnikiem sztuki późnego baroku.


Barokowa cerkiew katedralna św. Jura - siedziba metropolitów greckokatolickich

Na deser został nam gmach Uniwersytetu Lwowskiego. Gmach ten podobnie jak budynek politechniki powstał w XIX w. w stylu wiedeńskim jako siedziba Sejmu Krajowego. Uniwersytet uzyskał ten budynek w roku akademickim 1919/1920, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

13 sierpnia 2009 - czwartek

Ostatni poranek we Lwowie. Spakowaliśmy bagaże i przygotowaliśmy się do dalszej drogi. Przed podróżą jeszcze obiad w Puzatej Chacie. Jest to niedrogi bar serwujący pyszne dania ukraińskiej kuchni. Polecamy!!! Potem jeszcze wstąpiliśmy do Lwowskiej Galerii Sztuki.


Siedziba Lwowskiej Galerii Sztuki

Niestety, nie była prezentowana kolekcja obrazów polskich malarzy znajdująca się w posiadaniu galerii (Chełmoński, Grottger, Matejko, Malczewski). Za to z sukcesem wykłóciliśmy się o ulgowe bilety dla dzieci. W galerii obowiązuje zakaz sprzedawania Polakom ulgowych biletów, dlatego, że w Polsce w warszawskiej Zachęcie kazano dyrektorowi tejże placówki zakupić bilet na wystawę. Cóż… Nasz pobyt we Lwowie zakończyliśmy słodkim deserem w stylowej knajpce. Szkoda, że czas tak szybko płynie. Lwów choć zniszczony jest wciąż pięknym miastem. Mamy nadzieję, że kiedyś jeszcze tam przyjedziemy. Ruszyliśmy na spotkanie z przygodą…



Żeby nie uciekły?...


Budka telefoniczna


Spragniony? Napij się!

<<<   poprzednia strona   |   następna strona   >>>