<<< poprzednia strona | następna strona >>>
Syberia 2009 część I
12 lipca 2009 - niedzielaPo długim tygodniu walk z załatwianiem wiz i biletów, uzgodnieniami wszelkimi w Rosji, pakowaniem i w atmosferze pełnego galimatiasu wyprawowego - wreszcie jedziemy. Pobudka o 2:20,
samochód odstawiamy na parking w Rębiechowie. Celnik - czub - zabiera mi plecionkę i taśmę izolacyjną. Lot do Warszawy o czasie. Przesiadka do Moskwy (lecimy z niepełnosprawnymi szermierzami rosyjskimi poruszającymi się na wózkach
inwalidzkich, co powoduje trochę kłopotów). Lądowanie na Szeremietiewie 2 i przejazd autobusem na Szeremietiewo 1 (koszt 50 rubli). Odlot do Krasnojarska o czasie. Cały czas latamy Airbusami - czy to
Rosja?
Malownicza ekipa na moskiewskim lotnisku
W Krasnojarsku okazuje się, że lot do Tury mamy ze starego lotniska - Czeremszanka.
Joasia i Natalia przed krasnojarskim lotniskiem Czeremszanka
Oczywiście na bilecie nie ma o tym informacji. Całe szczęście, że jest kilkugodzinna zakładka czasowa, bo trzeba się tam jakoś dostać z Emelianowa. Kasia wyrusza jako forpoczta zapchanym autobusem, ja z Joasią i Natalią oraz
dwoma napotkanymi Rosjanami starą taksówką. Udaje się. Na Czeremszance - klimaty azjatyckie - odmienne od naszych rysy twarzy, ludzie lecący do Norylska, maleńcy Nganasanie, Ewenkowie. Pakujemy sami
bagaże do samolotu. Porządnym Anem-24 lecimy na północ - do Ewenkii. Zaludniona okolica zostaje w tyle, pola ustępują lasom, zanikają drogi. Tajga. Wielki, bezkresny las. W Turze lądujemy zgodnie z
planem - jest Sasza.
Na lotnisku w Turze
Nic się tu nie zmieniło przez te 5 lat, które minęły od czasu, gdy byłem tu ostatnio. Czekamy na przylot naszego helikoptera i Wiktora. Natychmiast po wylądowaniu Mi-8, bez wyłączania silników, ładujemy się do środka i odlatujemy.
Czerwony Kapturek zgubił kapelusik
Pogoda jest dziwna. W Moskwie, Krasnojarsku i Turze - bezchmurno i upał 30° C. Im dalej lecimy na północ, tym większe zachmurzenie, widać nawet opady śniegu. Panuje susza. W tajdze jest bardzo mało wody. Przelatujemy nad kilkoma rzekami i zimnikami. Bezkres północy. Kolory źródlisk - żywe i piękne.
Rzeka w tajdze
Mi-8 od środka
Zamyślony Sasza studiuje mapę
Widoki z otwartego okna helikoptera są niezapomniane
Ewenkia - labirynt jezior i rzek
Wody spowite mgłą
Światło maluje cud natury
Nadchodzi burza śnieżna
Wysychające oczko w bezmiarze lasu
Jezioro
Praźródło rzeki - jeziorko z wyspą
Widok przez okno Mi-8
Pierwsze ściany kanionu
Las, las, las
Lądujemy nad rzeką Hungtukun. Bardzo ładne miejsce.
Wylądowaliśmy nad rzeką, tu zaczyna się właściwa przygoda
Rozbijamy obóz, helikopter odlatuje, zostajemy
sami. Sześć osób, tajga i rzeka.
Zapoznanie z pierwszym dopływem - Hungtukun
Ten lej może znaczyć tylko jedno - to tajmień
Wieczorem - rybałka. Woda niska i krystalicznie czysta. Mnóstwo wylęgu, małe lipienie, duże sieje i tajmienie...
Dziewięćdziesiątak
Ciepłe światło zachodu
Słońce chowa się na krótko, jesteśmy daleko za kołem podbiegunowym
Noc polarna jest bardzo krótka, nie trwa nawet jednej godziny na tej szerokości geograficznej. Jest praktycznie cały czas widno. Łowię tajmienie: 68 cm na BF nr 4 oraz 72, 93, 73, 72 i 88
cm na Aglię Long nr 4. Drapieżniki stoją w płytkiej wodzie przed bystrzami, gdzie jest dobrze natleniona woda. To odkrycie okaże się bardzo ważne przy późniejszych łowach, bo w innych miejscach będzie
bardzo trudno odszukać i skusić do brania te wielkie ryby. Znajduję w wodzie spore poroże renifera.
Oto częste znalezisko nad syberyjskimi rzekami - rogi renifera
Brak nocy i snu skutkuje tym, że padamy ze zmęczenia, skutek - śpimy do 14:00.
Odpoczynek na kamieniach
Pobudka, krótki oddech, jedzonko i na ryby - w Hungtukunie łowię lipienie 31, 32, 32 i 36 cm. Widzę też dwie duże sieje, ale nie biorą. W większej rzece, do której wpada Hungtukun, łowię lipienie 23, 24 i 34 cm oraz sieję 52 cm. Trzy sieje spadają z muchy w trakcie holu. Sieje na muchę łowi się bardzo sympatycznie - nie są łatwe do znalezienia i złowienia, nie żerują punktowo, ale przemieszczają się po rzece. Na obiad jemy olieninę i smażoną sieję - pycha! Trochę popaduje deszcz. Straszne ilości komarów. Spokój i cisza.
W krystalicznej wodzie przy obozie plumkają półmetrowe sieje, do których dobieram się muchówką
Rano płyniemy dalej. Woda w rzece ma niski poziom i wciąż opada. Długie kawałki spokojnej wody przeplatają pojedyncze bystrza. W jednym z nich dobrze biorą sieje. Na Aglię Long nr 4 i
woblera 15 cm! Łowię sieje 52, 50, 50, 53, 57 i 50 cm, do tego tajmienie 72 i 65 cm oraz lipienie 23 i 30 cm na muchę. Joasia łowi dwa lipienie i trzy sieje po 49 cm każda. Kasia łowi tajmienia 75 cm na
BF nr 3 - to jej największa ryba w życiu! Do tego wyciąga sieję 47 cm i lipienia 30 cm. Płyniemy w kanionie, przez piękne góry. Widzimy mewy i kaczki. Przyroda jest tu bardzo surowa, ascetyczna. Tylko nieliczne zwierzęta są w stanie
przystosować się do warunków klimatycznych na północy Syberii. W rzece są same kamienie, nie ma nawet żwiru, o piasku nie wspominając. Wieczorem rozbijamy obóz przy ujściu potoku. Przepłynęliśmy 16 km. Koszmar
komarów trwa, upał. Koło obozu żeruje tajmień. Pomimo licznych prób - nie chce wziąć żadnej przynęty. Bezradność naszej grupy wobec tej ryby jest zadziwiająca. Nie udaje się go złowić, nie znajduję
sposobu na rybę, która co jakiś czas zażera sobie sieję o długości co najmniej 50 cm.
Poroże zabieramy w charakterze talizmanu
Natalka i Sasza na pontonie
Joasia ze złowionym przez siebie lipieniem
Piękna rynna
Łowy we wlewie
Kasia i jej największy tajmień - 75 cm
Joasia i Natalia płyną z Saszą
Ściany doliny zwężają się, zaczyna się kanion
Jest coraz bardziej niesamowicie
Joasia ze złowioną przez siebie sieją
Sieja ze spokojnej wody
Wpływamy w skały kanionu
Grzebień
Monumentalne...
Odpoczynek przy skalnej ścianie
Kto by pomyślał, że sieja może atakować duże woblery
Sieja z rogami
Płyniemy przez piękny kanion, wody w rzece jest bardzo mało. Słońce, ciepło. Natalka łowi samodzielnie pierwszą w życiu sieję - 48 cm. Jej zmagania z rybą są przekomiczne. Joasia
kontynuuje dobrą passę łowiąc sieje 50 i 48 cm oraz lipienia 38 cm. Moje ryby tego dnia to lipienie 25, 38 i 38 cm, sieje 53, 44, 45 i 46 cm oraz tajmienie 93 i 90 cm. Duży tajmień urywa mi na ostrym
kamieniu woblera 18 cm, a wieczorem, pod progiem, inny odrywa od woblera kotwicę (pomimo sprawdzonego morskiego kółka łącznikowego). Do tego na deser biorą dwa szczupaki - 75 i 81 cm. Kończymy łowy o 3
rano. Jest mgła i przyjemny chłodek.
Znajdujemy sporo rogów zwierząt. W powietrzu krążą drapieżne ptaki. Łowię na rippera szczupaka 81 cm. Sieja spada z woblera 15 cm, podobnie, jak trzy kolejne tajmienie. W końcu udaje
się wyciągnąć tajmienie 55 i 63 cm. Do tego lipień 34 cm na Meppsa Aglię long nr 5. Kaniony, kaniony, wszędzie rumowiska skalne. Dopływamy pod wieczór do ujścia dopływu, którym płyniemy, do głównej rzeki.
Poziom wody jest bardzo niski. Znów znajdujemy rogi reniferów. Towarzyszą nam stale krzyki drapieżnych ptaków. Jasne, ze wzorami na skrzydłach, kołują w powietrznych kominach - myszołowy włochate. Idę z
Kasią zapolować na tajmienie. Jest krótka, niespełna dwugodzinna noc, niebo ciemnieje. Powietrze ma 2° C, woda w rzece intensywnie paruje oddając ciepło. Tajmienie biorą na woblera o długości 18 cm. Udaje się
wyholować dwie ryby - 89 i 101 cm.
Przerwa w skalnych ścianach to dobre miejsce do lądowania
Joasia
Tajmień wziął na prostej
Sasza
Tajmień w południowym upale
Tajmyszka w kryształowej wodzie
Nadbrzeżne skalne grzyby
Joasia i sieja
Szare ostańce
Natalia siedzi na kamyczku
Jak wielkie są kamienie
Skalny prożek
Ugrzęźli
Pod tym skalnym usypiskiem siedziały duże tajmienie
W ciepłych barwach zachodzącego słońca
Szczupak
Natalka w pełnym rynsztunku
Geologia tych gór wciąż zadziwia
W ujściu dopływu do głównej rzeki kompletny brak brań - dlaczego? Miejsce jest doskonałe. Zagadka pozostaje nierozwiązana. Wstaje nowy, słoneczny dzień, zrywa się
lekki wiatr, pojawiają się obłoki na bezchmurnym dotąd niebie - super.
Niebo malowane pięknymi kolorami nad prawie wyschniętym ujściem rzeki