<<<   poprzednia strona   |   następna strona   >>>

Mongolia 2008 część I

10 czerwca 2008 - wtorek

Po dość szaleńczym pakowaniu bagaży i dwugodzinnym śnie wyruszamy rodzinnie do Mongolii. Najpierw lot z Rębiechowa do Warszawy. W Warszawie jest nowy terminal, więc czas obsługi transferu znacznie się wydłużył (potrzeba teraz na to półtorej godziny). Bagaż nadajemy do Ułan Bator. Lot do Moskwy lekko się opóźnił. Na Szeremietiewie jesteśmy bardzo zmęczeni i głównie śpimy. Wylatujemy o czasie, czyli o 20:35. Lot przebiega gładko, karmią wciąż nieźle, ładny zachód słońca.

11 czerwca 2008 - środa

Lądujemy o czasie w Ułan Bator. Po drodze bardzo dużo chmur, niestety. To wróży deszczową pogodę. Są bagaże, jest Suchee. Jedziemy do sklepu, gdzie wszystko jest dużo droższe niż rok temu - średnio o około 50%, benzyna też zdrożała, kosztuje teraz 1100-1200T za 1 l. Kupujemy ulubioną herbatę ,,Ih Tajga". Przez brak sprawności operacyjnej z Ułan Bator wyjeżdżamy dopiero po 16.00, co skutkuje tym, że nie dojeżdżamy tego dnia do Ogij-nuur, ale śpimy po drodze na stepie. Wiosna właśnie się budzi - step zaczyna się dopiero zielenić. Śpimy w pachnących ziołach, super.

12 czerwca 2008 - czwartek

Drogi budują na potęgę - wszystko zryte, ruch kołowy duży, w Ułan Bator widać wielkie inwestycje infrastrukturalne. Za chwilę wybory - politycy szaleją, co za nonsens ta demokracja mongolska. Dojeżdżamy do Ogij - nuur, idę z Joasią łowić z brzegu okonie - Joasia łowi cztery sztuki, w tym największy 34 cm, ja 33 sztuki, największy 36 cm. Najlepiej biorą na niewielkie białe kopyto. Ubyło około 1 metra wody w jeziorze. Wieje silny wiatr. Wokół jeziora ślady bytności wędkarzy, ludzi już tu sporo. W nocy strasznie wieje.


Siostry jadą po stepie


W towarzystwie zaprzyjaźnionego pasterza


Do Natalii podczas przejażdżki przyłączył się mongolski kolega


Ogij-nuur


Joasia łowi


Piękny szczupak


Okoń


Pasiasty drapieżnik

13 czerwca 2008 - piątek

Pogoda się klaruje, wychodzi słońce. Jedziemy do bazy pułkownika i wypożyczamy łódkę. Najpierw Mongołowie ją kleją, a my w tym czasie pijemy coś w barze i dzieci jeżdżą na koniach. Sympatyczni Mongołowie (którzy dzień wcześniej przywieźli nam kefir) też się z nami spotykają. Obrywa się film w aparacie, z czym jest trochę zabawy, ale jest nadzieja, że coś z niego jeszcze będzie. W końcu wypływamy. Towarzyszą nam Mongołowie na pontonie, jeden łysy z boską trawką na głowie. Już na samym początku mam szczupaka powyżej 90 cm, ale zaplątuje się w linę kotwiczną i urywa, potem duże nie biorą, udaje się złowić: Kasia szczupaka 52 cm, Joasia szczupaka 42 cm, ja 6 szczupaków, największy 67 cm i 21 okoni, największy 34 cm. Dziewczyny kąpią się w jeziorze, potem jedziemy smażyć ryby. W nocy lekko popaduje, ale już tak strasznie nie wieje.

14 czerwca 2008 - sobota

Jedziemy w kierunku rzeki Chuluut. Po drodze widać chmury, leje, pada, wieje. Gdy dojeżdżamy w ujście Suman-goł, wypogadza się. Szybko łowię na kolację: lenoki - 37, 45, 50, 33 i lipienia 33 cm na BF2. Robimy zupę. Potem wieczorem idę w dół rzeki. W miejscu, gdzie niegdyś zawsze stało kilka tajmieni, łowię lenoki 37, 54, 50, 56, 50 cm. Smutny widok - wyrąbana rzeka, a jeszcze kilka lat temu było tu inaczej, piękniej, rybniej. To cena zmian w Mongolii i afirmacji turystyki. Mam wyrzuty sumienia, że ja również popularyzacją wiedzy na temat podróży do Mongolii przyczyniłem się do tego stanu rzeczy. Wieczorem jest piękna rójka jętki i chruścika - misterium. Woda w rzece niska, z Suman-goł płynie dość mętna.

15 czerwca 2008 - niedziela

Od rana leje. Przemieszczamy się w dół Chuluutu. Woda przybiera. Około 14.00 przestaje padać, jest chłodno i pochmurno. Czasem tylko przelatuje lekka mżawka, w zagłębieniach terenu leży grad. Około 16.00 decyduję się wyruszyć na tajmienia. Woda jest dobra, ryby są bardzo ostrożne. Idę daleko od obozowiska, w kolejnych jamkach udaje mi się złowić lenoki 58, 58, 59, 63, 60, 62, 57, 63 i 60 cm. Cztery z nich biorę do smażenia - są piękne, tłuste i smaczne. Jeden lenok bierze nawet na Salmo Whitefish 18 cm! Tajmienie tak wcześnie w ciągu dnia nie biorą. Wieczorem idę jeszcze dalej i zaczynają się prawdziwe łowy. Tajmienie - więcej spada mi po braniu, niż z sukcesem wyholowuję, ale i tak frajda jest ogromna. W sumie: 6 ryb spadło w trakcie holu; 1 puknęła w woblera; 2 wyszły do przynęty i jej nie wzięły i wyłowiłem i wypuściłem 6 tajmieni - 85, 86, 88, 94, 94 i 130 cm na łamańca Salmo Whitefish 13 cm. Noc jest księżycowa. Udaję się do wielkiej jamy, w której wielokrotnie udało mi się już złowić duże ryby i też mam delikatne branie, co oznacza, że mieszka tam duży i bardzo ostrożny tajmień. Kończę wcześnie - o 23.30. Super łowy!


Łowy w kanionie Czuluut-goł


Ekwipunek wyprawowy sprawdza się doskonale - niezawodny od lat namiot Marabut i doskonałe śpiwory Yeti

16 czerwca 2008 - poniedziałek

Wypogadza się. Jedziemy przez Suman-goł, Kiczkin-goł do Terchijn Cagaan-nuur i koło wulkanu. Krótki popas nad jeziorem. Tu już jest dla nas za tłoczno, dlatego szybko jedziemy dalej przez górskie łąki, które kwitną na niebiesko, pomarańczowo i żółto. Mijamy wzgórze z klasztorem i owoo. Wieczorem dojeżdżamy do Ider-goł. Woda w rzece jest nieco zmętniała przez dopływ-strumyczek, który niesie pośniegową wodę z gór i wciąż przybiera. W nocy idę z Kasią pod skałę i na końcówce płani na woblera 13 cm łowię tajmienie 111 cm i 83 cm - super! Ten drugi najpierw puknął, a dopiero za drugim razem wziął porządnie. Piękny księżycowy wieczór i duże ryby.


Piękny widok - żurawie i jaki


Stada żurawi


Żurawie i kaczki


Ośnieżone góry


Joasia i Natalia nad Terchijn Cagaan-nuur


Przy świętych kamieniach nad wielkim jeziorem


Ekspedycja w komplecie w pradolinie Ider-goł


Wyjątkowe miejsce na tajmienie


Hol


Na brzeg


Delikatny pomiar długości


Duża ryba wraca do jamy


Wieczorny połów


Władca jamy zagryzł moją przynętę


Trudno utrzymać do zdjęcia wielką, żywą torpedę


Oops!

17 czerwca 2008 - wtorek

Leniwie składamy obóz. Jest słonecznie i ciepło. Jedziemy w kierunku Muren. Jest bardzo sucho, nawet tarbagany się wyniosły. W rzece Delger Muren brakuje połowy wody. W mieście kupujemy nową oponę, bo jedną przebiliśmy nad Chuluutem oraz nowy przewód do chłodnicy. Atmosfera wyborów - komuniści kontra demokraci, riksze, warsztat wulkanizacyjny w kontenerze, zakup oleju, pasztetu i jedziemy dalej w drogę. Jedziemy około 30 km w kierunku wsi Tunel, śpimy przy dużym stadzie koni. Jest pełnia księżyca.

<<<   poprzednia strona   |   następna strona   >>>