<<<   poprzednia strona   |   następna strona   >>>

Część I - Przez Katar do Nepalu

27.04.2012 (piątek)

Wyruszamy z nowego terminala w Rębiechowie. Ryzykujemy i nadajemy bagaże bezpośrednio do Katmandu. Odprawa przebiega sprawnie i wylatujemy o czasie do Frankfurtu. Lot mija spokojnie i lądujemy bez problemów. We Frankfurcie zdziwiło nas dwupoziomowe skrzyżowanie autostrady z pasem dla kołujących samolotów. Późnym wieczorem Katarskimi Liniami Lotniczymi udajemy się do Doha. Przewoźnik bardzo pozytywnie zaskoczył nas jakością - ładne i miłe stewardessy, smaczny posiłek, podarunki dla wszystkich pasażerów oraz nowiutka flota Boeingów i Airbusów.

28.04.2012 (sobota)

Lądujemy w Doha podziwiając wschód słońca i pustynię graniczącą z morzem. Doha - oaza luksusu powstała z petrodolarów - piękne budynki, drapacze chmur, palmy, piasek, upał i ani grama słodkiej wody. Na lotnisku okazuje się, że przysługuje nam śniadanie - kolejna miła niespodzianka. Dowiadujemy się także ze zdziwieniem, że Katar jest miejscem, gdzie żyje wiele gatunków ptaków. Są to między innymi zimorodki, flamingi, żołny, sokoły (sokolnictwo to w Katarze sport królewsko - narodowy), liczne gatunki mew i kaczek. Wszędzie króluje symbol oryksa - białej antylopy, szczególnie w Katarze cenionej. Palacze w Doha nie mają łatwo. Za złamanie zakazu palenia grozi grzywna w wysokości 100$ lub 6 miesięcy więzienia, lub obie te kary łącznie. Przyglądamy się podróżnym z różnych stron świata. Surowo wyglądające muzułmanki w czarnych szalach i czadorach mieszają się w tłumie z barwnie ubranymi hinduskami. Mężczyźni - muzułmanie chodzą w strojach, które nam kojarzą się z pidżamami. Kolejny i ostatni odcinek podróży odbywamy liniami katarskimi do Katmandu. Lot nad gęsto zaludnionymi obszarami pokazuje jak bardzo nasza planeta jest zniszczona. Lądujemy w Katmandu bez przeszkód, ale z dreszczykiem emocji spowodowanym spotkaniem z egzotycznym miejscem. W Nepalu odprawę i kontrolę przechodzimy gładko i wpadamy w ręce miejscowego biznesu turystycznego. Dajemy się skusić na pobyt w hotelu Samsara. Płacimy 80$ za pokój 3-osobowy ze śniadaniem i taksówką z lotniska do hotelu. Przy okazji odkrywamy, że nepalskie 15 minut trwa 1,5 godziny, bo tyle czekamy w dwójce na obiecany nam większy pokój. Jesteśmy zmęczeni podróżą, więc decydujemy się wieczór spędzić w hotelu.

29.04.2012 (niedziela)

Wstajemy skoro świt i udajemy się na taras na dachu budynku, by obejrzeć panoramę budzącego się do życia Katmandu. Postkolonialne niszczejące budynki przeplatają się z nowoczesnymi ruderami, wszystko to tworzy niesamowity misz-masz, dość niezwykły. Idziemy na typowo angielskie śniadanie do hotelowej restauracji. Tam poznajemy Denisha, który zaoferował nam pomoc w organizacji przelotów i noclegów podczas pobytu w Nepalu. Po posiłku udaliśmy się zatem do jego biura, by załatwić formalności. Zdecydowaliśmy się także na trzydniowe safari w Chitawanie, by zobaczyć dżunglę i słonie. Po pożegnaniu Denisha wędrowaliśmy zatłoczonymi, kolorowymi uliczkami Katmandu, na których umieszczone były niezliczone sklepy. Sklepikarze oferowali nam szale z paszminy, tradycyjne ubrania, dywany, noże Gurkhów, naczynia. Jednym ze spotkanych sklepikarzy był pan fotograf, który zainteresował się naszym aparatem. Stwierdził, że Nikon FM2 to najlepszy aparat fotograficzny na świecie. Byliśmy zachwyceni. Po ulicach Katmandu krążą taksówkarze, którzy koniecznie chcieli nas dokądś zawieźć. Szczególnym rodzajem taksówki były riksze. Nie dajemy się jednak skusić na taki przejazd i podróżujemy pieszo. Sklepy, bogowie, jogini, kolorowy tłum, smród, brud, ubóstwo. Niezapomniane wrażenie zrobił na nas zakład dentystyczny z wystawą wyrwanych zębów i kawałków żuchwy uciętych piłą. Atmosfera Katmandu jest niezwykła - bogów istnieje tam więcej niż ludzi. W zakamarku ulicy przyciąga uwagę i jednocześnie odpycha krwawy posąg małpy uosabiający boga Hanumana. Widać, że jego kult jest silny i żywy. W Katmandu rządzący obecnie maoiści rozwiesili plakaty pierwszomajowe przedstawiające czerwoną, zaciśniętą pięść i podobizny 5 ludzi - Lenina, Stalina, Marksa, Mao-Tse-Tunga i Engelsa. Jakie szczęście, że my w Polsce rządy komunistów mamy już za sobą. Armia nepalska liczy 100 000 ludzi i jej liczebność wciąż rośnie. Wiadomo - komuniści najbardziej ze wszystkich wartości cenią pokój. Społeczeństwo nepalskie jest sceptyczne w stosunku do komunistów, przywiązane do religii i choć nie ma tam już raczej miejsca na powrót monarchii, to i ideologia komunistyczna również nie uzyska trwałego poparcia większości społeczeństwa. Przepychając się pomiędzy ludźmi, samochodami, skuterami i rikszami, mijając replikę stupy Swajambhunath Kathe Simbhu, dotarliśmy do Durbar Square (Basantapur). Jest to miejsce, gdzie znajduje się kompleks świątyń hinduistycznych oraz dawny pałac królewski, obecnie muzeum (Hanuman Dhoka Durbar). Wystawa dotycząca życia ostatnich trzech królów nepalskich i ich rodzin robi silne wrażenie. Ma się świadomość bliskości historii. Można zobaczyć, że rodzina panująca ulegała bardzo wpływom brytyjskim. Widoczne jest to zarówno w sposobie ubierania się i urządzania wnętrz, jak i w sposobie spędzania wolnego czasu. Prawdopodobnie ten brak jedności z poddanymi był główną przyczyną upadku monarchii. Oglądając stare świątynie, podziwialiśmy piękno dawnej nepalskiej architektury. Mieliśmy szczęście zobaczyć także obecną Kumari - 7-letnią dziewczynkę zamkniętą w świątyni (Kumari Ghar) i czczoną przez tutejszych ludzi jako reinkarnację bogini Taledzu. Odwiedziliśmy również najstarszą, XII- wieczną świątynię, z jej gospodarzem - bogiem Hanumanem zaklętym w posągu małpy. Bardzo głodni i zmęczeni postanowiliśmy zaryzykować chorobą i zjeść w miejscowej knajpie - Kumari Restaurant. Jedzenie było bardzo smaczne. Najbardziej zasmakowało nam „Momo”, czyli miejscowe pierożki. Najedzeni, poszliśmy szybkim krokiem do hotelu, gdzie z przyjemnością udaliśmy się na spoczynek.


Drapacze chmur w Doha wyrastają wprost z piasków pustyni


Widok na stolicę Kataru z lotu ptaka


Pałacowa zabudowa Doha


Katmandu - przed kaplicą boga-słonia


Replika stupy Swajambhunath Kathe Simbhu


Posążek, jakich tysiące w Katmandu


Ołtarz ofiarny pełen monet


Na dziedzińcu Hanuman Dhoka Durbar


Architektura dachów przy placu Durbar


Widok z zewnątrz na wieżę pałacu


Plac Durbar - jedna z setek świątyń


Widok z dziedzińca pałacu Hanuman Dhoka Durbar


Na pałacowych schodach - tu przechadzali się królowie Nepalu


Wartę w pałacu królewskim pełnią Gurkhowie


Strażnik przy bramie wejściowej


Misternie rzeźbione okna pałacowe


Sprzedawczynie nagietków przy placu Durbar mają ciągły ruch


Słynne noże Gurkhów


Instalacja elektryczna i teleinformatyczna w Katmandu


W takim miejscu ptaki chętnie wiją gniazda...


Dzięki nowoczesnym połączeniom - zapewniony jest dostęp do Internetu dla policji, biur podróży i transferu pieniędzy

<<<   poprzednia strona   |   następna strona   >>>